Czego nauczyłam się na salon24.pl?

Dzisiaj postanowiłam zrobić tu pierwszy wpis, premierowy, dotąd nigdzie niepublikowany. Zamierzam w nim wyjaśnić dlaczego przestałam udzielać się na wyżej wspomnianej stronie i co wyniosłam z krótkiej przygody z tym portalem.

Kiedy wiosną 2019 roku postanowiłam założyć blog na salon24.pl nie kierowałam się jakimiś opiniami, statystykami, czy tematyką tej strony. Zauważyłam, że panuje tam spory misz-masz tematyczny i dzięki temu będę mogła sobie spokojnie pisać swoje przemyślenia, od czasu do czasu, według własnych potrzeb. Nieco, a właściwie sporo się pomyliłam, bo chociaż moje wpisy jako debiutantki cieszyły się sporą czytelnością i licznymi komentarzami, to zauważyłam, że wpadłam jak śliwka w kompot. Dlaczego? Ponieważ środowisko salonowe jest w znakomitej większości prawicowe, często komentatorzy i blogerzy oczekują od pozostałych piszących jednoznacznego określenia swoich poglądów. Albo jesteś prawicowy-prawidłowy albo jesteś lewak-degenerat-sprzedawczyk-wróg ojczyzny. Ze mną był problem, bo nie pasowałam poglądowo i wiekowo do liderów tego środowiska. Żółć się lała hektolitrami, bo szanowni państwo nie potrafią zrozumieć ironii, a z akceptacją odmiennych poglądów, to już w ogóle jest problem nie do przejścia. Często moje wpisy były umieszczane na stronie głównej i po pewnym czasie stwierdziłam, że dzieje się tak nie ze względu na to, żeby one były wybitnie ciekawe, na czasie lub po prostu istotne- adminowi zapewne chodziło o to, żeby wywołać tzw.gównoburzę. A ja byłam dobrym mięsem armatnim.

Nigdy nie odpowiadałam na komentarze, nawet na pozytywne. Po pierwsze dlatego, że nie miałam czasu na to, żeby siedzieć godzinami z nosem w Internecie i odpowiadać na każdy jeden komentarz (a bywało ich po kilkadziesiąt, czasem ponad 100). Po drugie, wiem, że na jednej odpowiedzi by się nie skończyło i samo odpowiadanie komentującym zapewne byłoby dłuższe niż moje wpisy. Po trzecie, gdybym odpowiadała chociaż na pozytywne komentarze, wtedy do głosu doszliby moi adwersarze podnosząc krzyk, że ich ignoruję i jestem stronnicza. I tak źle, i tak niedobrze. Na swoim profilu napisałam (uprzedziłam), że nie odpowiadam na komentarze, na co potem czytałam opinie, że jestem arogancka, bo nie odpowiadam na ich wypociny. Czasami miałam nadzieję, że pojawi się jakaś osoba, która na tyle zainteresuje mnie swoim komentarzem, że odpiszę. Ale nic takiego się nie zdarzyło, a nie zamierzałam udowadniać, że nie jestem wielbłądem… Bo z jakiego niby powodu mam się tłumaczyć dlaczego widzę to, co widzę i dlaczego uważam tak, a nie inaczej? Kto jest powołany do stwierdzania słuszności poglądów obywateli tego kraju?

Te kilka miesięcy funkcjonowania na owej stronie uświadomiło mi w jak dziwnym kraju przyszło mi żyć. Nagle okazuje się, że nie możesz być sobą, nie możesz mieć takich a nie innych poglądów, bo masz być tylko czarny albo tylko biały, koniecznie trzeba Cię wrzucić do jakiejś szufladki. Jeśli jesteś młodą kobietą, to gówno na czym się znasz i z pewnością jesteś feministką, której płacą liberałowie. Jak masz dzieci to masz się wypowiadać jako umęczona matka Polka z krzyżem na szyi, jeśli zaś nie masz dzieci to dezawuujesz rodzinne wartości. Na pewno jesteś zimną suką, feministką nastawioną na kasę i dokopywanie mężczyznom.

Mam świadomość tego, że niektóre moje wpisy mogą wydawać się kontrowersyjne lub ktoś może poczuć się urażony- nie o to mi chodzi. Pisanie jest dla mnie formą mówienia o rzeczywistości, o tym co widzę, a jak wiadomo każdy z nas patrzy na świat inaczej. Pisanie wymaga także zabiegów, które mają na celu uwypuklenie pewnych aspektów danego tematu, stąd ironia, dowcip, metafory. Niestety, zauważyłam, że większość czytelników bierze wszystko dosłownie i na tej podstawie wyciąga swoje, często chore i nie mające nic wspólnego z rzeczywistością, wnioski.

Podsumowując, wolę mieć mniejszą czytelność ale trafiać pod strzechy otwartych ludzi niż dusić się w setkach komentarzy przepełnionych daremnymi żalami.

http://www.salon24.pl

Dodaj komentarz